8/10/2014

Strażnicy Galaktyki, czyli w rytm lat 70 i 80. Ocalmy ten bajzel.

Witajcie!

To znowu ja. Wasz znienawidzony/ukochany Zui. Parę dni temu wybrałem się z dziewczyną na seans do kina. Powiem wam szczerze, akurat do Strażników Galaktyki byłem nastawiony średnio zachęcająco. Ale z Marvelem tak mam, ta firma zawsze budziła u mnie skrajne emocje, jeśli chodzi o adaptacje swoich komiksów. Co ciekawe, te emocje były przed obejrzeniem filmu. Potem już tylko tęcza i rozpływanie się nad zajebistością (Iron Man, Thor, etc.). Tak było i tym razem, mam masę pozytywnych wrażeń i z relacji swojej lubej wiem, że ona również.


Ale co to za film? Otóż sci-fiction oparty na komiksach studia Marvel Comics. Ekranizują wszystko, więc i powoli zabrali się za to. I to był dobry wybór. 

Początek jest standardowy, mały chłopiec o imieniu Peter, doświadcza utraty matki, a przy okazji zabierają go kosmici. A on dorasta pod ich okiem...

Wybrałem się na emisję 2D z Dubbingiem i jestem bardzo zadowolony, już po chwili przyzwyczaiłem się do polskich głosów, a przy niektórych postaciach brzmiało to co najmniej bardzo dobrze. Myślę, że po obejrzeniu filmu na pewno na długo zapamiętacie "Ja jestem Groot". Mimo, że przy polskiej wymowie przez cały film nie wiedziałem, jak dokładnie to jest wymawiane. Pozdrawiam drzewnego kolegę od tej postaci. - Przypomniały mi się czasy Entów i Władcy Pierścieni. Pamiętacie tą scenę gdy wychodzili z lasu, kierując się na Isengard. Było epicko! 

Cała akcja opiera się na dobrych rytmach z lat 70 i 80. A jest jej sporo, wszędzie latają odłamki, wybuch na każdym kroku i techniczne nowinki. Możecie mi wierzyć, ale w tym filmie jest niejedno cacko, które chciałbym dostać do swoich rąk. Przykładem jest coś na kształt fletu, z ostrym zakończeniem. Najemnik gwizdał, a to wysuwało się z typowej kabury i ruszało do ataku wedle tonu gwizdu. Jest taka jedna mega scena z tym. 

W ogóle mamy tutaj sporo świetnych osobistości. Główny bohater jest już dorosłym mężczyzną, a nadal ma sporo pozostałości z dziecka. I ten epicki sceny z jego tańcem. To trzeba zobaczyć!
A to nie wszystko, bo wszelkie laury młodszej i starszej publiczności zebrał SZOP - Rocket. Zmutowane dziecko eksperymentów na zwierzętach, z niewypalonym językiem. Rzuca mięsem na
lewo i prawo, przy czym zna się na elektronice jak nikt inny. No i... strasznie uczuciowy z niego futrzak... pardon! Zaraz mnie zestrzeli... Rocket, to Rocket. Zapamiętajcie!

Ale o co ta cała impreza? Otóż Ronan (jego młot też chcę - Thor?), typowy zły antybohater, pragnie zniszczenia innych planet. A pomóc może mu w tym prastary artefakt. Nasi bohaterowie muszą go powstrzymać za wszelką cenę. Swoją drogą, Ronan - Ronin, czujecie podobieństwo? Nawet z wyglądu przypominał mi typowego bezpańskiego samuraja.

I to wszystko moi mili. Warto obejrzeć ten film, bo:
- Świetne efekty specjalne, wybuchy, nowinki techniczne, etc.
- Wyraziste postacie (mówię wam, główny bohater potrafi doprowadzić do opadu szczęki).
- Zabawne, jak i poważne, a czasem groteskowe sceny dialogowe.
- Bo to Marvel (klasa sama w sobie).
- Dobry Dubbing.
- Zwroty akcji. Nie ciągnie się to jak typowa dupa węża. 
- Miks scen, tak że możemy pośmiać się do rozpuku, ale i uronić łezkę.

Trzeba więcej zachęcać? Marsz do kina!

Pozdrawiam
Zui


1 komentarz:

  1. Wszędzie widzę pozytywne opinie na temat tego filmu, Mervel, och, chyba się naprawdę wybiorę!

    http://dzikie-anioly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń