7/31/2014

Kończy się pewien etap, ale historia jeszcze wróci!



              Seria Gothic, czyli legenda Bezimiennego cz. 3 - Ostatnia.


Gothic 3, czyli ostatnia część z wielkiej trójki. Z niejakim smutkiem i nieodzownym żalem podchodzę do faktu, iż na tej części nasza przygoda z tą serią aktualnie się kończy, moi drodzy.
Oprócz tej części jest jeszcze dodatek Zmierzch Bogów (Fani nazywają go pieszczotliwie – Zmierzch Bugów) oraz Gothic 4 Arcania (Ma swój dodatek, ale wstyd wspominać), czyli solidny policzek dla klasyki ze strony już innych twórców (Na jakiś czas prawa do marki miał wydawca, ale zwrócił jej już PB). Koniec na ten moment tych biadoleń. Zajmijmy się tym co gracze lubią najbardziej… wchodzimy do świata wirtualnej rozrywki.

                  Dzień Dobry. Nazywam się Zdzisiu. Jestem Orkiem. Chciałbym zaprosić was do gry Gothic 3.  Tylko nie nakopcie mi za bardzo do dupy.
Jak już wiecie, nasz bohater nakopał Śniącemu i zniszczył barierę. Drugą część zakończył opuszczając Khorinis na ostatnim statku Królestwa. (Tak! Ukradł go, cham jeden. Bidne paladyny. Chlip, chlip!) Ruszył na kontynent, ale tam Robhar II przegrywał z orkami. Gdy nasz stary znajomy Xardas, wsparł naszych wrogów, wojska Myrtany nie mały już żadnych szans. Niedobitki ukrywają się po jaskiniach, a stolica jest w stanie oblężenia. Jedyne co ratuje króla przed upadkiem, to fakt , iż wykorzystał stary myk – magiczną barierę. Odgrodził główny zamek od szturmujących. Co z tego, że część orków uwięził w tej barierze, prawda? 

Lądujemy na plaży i ze znajomymi (Gorn, Milten, Diego, Lester) udajemy się w stronę pierwszej osady, Ardea. Orkowie przejęli zamki, miasta i osady. Widzimy to już od samego dotknięcia klawiszy. W trzeciej części jako pierwszej, usłyszymy mówiących Orków (- Mora! Czemu nie przychodzi do mnie ze swym właścicielem?). Ale to nie jedyna nowość. Tutaj ich mamy całe mnóstwo! Zacznijmy od początku... Najpierw spuszczamy typowy wpierdol Orkom okupującym wioskę. A w trakcie zabawy piraci kradną nam statek. Łotry!

Kontynent jest ogromny, moi drodzy. Podzielony został na trzy obszary:
- Myrtanę, czyli typowy klimat umiarkowany, zamieszkiwany przez ludzi oraz aktualnie w stanie okupacji ze strony Orków i wspomagających ich najemników. W lasach oprócz buntowników i wszelakiej zwierzyny, możemy też napotkać Druidów, dzieci natury.

- Varrant i jego niekończące się pustynie. Zamieszkiwany przez Asasynów, sojuszników Orków i wiernych wyznawców Beliara. W opozycji do nich znajdują się Koczownicy, zniewolony lud, który pragnie wolności. A wspomaga ich stara dobra zgraja Magów Wody.

- Nordmar, jedyne miejsce, które oparło się inwazji Orków i do tego najbardziej zasobne w złoża magicznej rudy. Mieszkańcy podzieleni są na klany (Klan Młota, Klan Wilka, itd.) i z chęcią wsparliby króla. Na jednej z tamtejszych gór, mieszkają Magowie Ognia. 

Po walce dostajemy zlecenie odszukania Xardasa i spytanie o co chodzi z tą rozpierduchą. Dlaczego zabrał magom i paladynom ich moc (główną rolę w tej części odegra Magia Pradawnych). W nowym świecie trzeba jeszcze bardziej uważać. Jak prezentuje to screen powyżej, zwierzynę, która nas nie lubi możemy spotkać na każdym kroku (- Kurwa mać. A uczyli mnie w szkole. Bezi... nie łaź po nocach. Dobra, zgaszę latarkę, może mnie nie zauważy).

Dołączanie do danych organizacji wygląda teraz trochę inaczej. Zbieramy odpowiednie punkty, za zlecenia. Np. - Odszukaj szpiega buntowników w mieście. Dzięki ich odpowiedniej ilości możemy kupić pancerz danej grupy. Drugą sprawą punktów, troszkę innych, jest zbieranie reputacji dla danego miasta. Do ważniejszych obszarów i dowódców możemy się dostać po uzbieraniu odpowiedniej reputacji dla tego miejsca 75%. Przy okazji, możemy też takie miejsce odbić, bądź zdobyć dla którejś z opozycyjnych grupek.

Co do ekwipunku i umiejętności - najlepiej pokazuje to screen. Jest ich całe mnóstwo. W odróżnieniu do poprzednich części, tym razem możemy powalczyć dwoma mieczami na raz, czy też z tarczą. Możemy kogoś zatruć, czy też obalić jednym ciosem lagi. Standardowo możemy rozwijać nasze zdolności łowieckie, alchemiczne czy kowalskie. 


Wszystko ładnie, ale bolączką tej części jest optymalizacja - No nie ma komputera, który uciągnie tą grę bez jednej ścinki. Grałem w to na potężnym sprzęcie, a i tak co jakiś czas był zgrzyt. Kolejna sprawa, to spora ilość bugów - ale to rozwiązuje dodanie patcha 1.75. Warto grę usprawnić dodatkowo o Quest Pack i Content Mod. Dodają one mnóstwo pancerzy, broni, trochę zadań i zmieniają wygląd - Warto!

Tak więc kończy się pewien etap historii. Mam nadzieję, że Phirania po serii Risen, wróci do Gothica, a my znów zaznamy stary, dobry smak lagi łaskoczącej nas w tył głowy.

Ze smutkiem pozdrawia.
Zui

7/29/2014

Jak to być zwęgloną kupką popiołu...



Seria Gothic, czyli legenda Bezimiennego cz. 2

Nie ma co odpoczywać, tylko jedziemy dalej z koksem. Skoro omawiam całą serię Gothic, to dziś pora na część 2 z niesamodzielnym dodatkiem Noc Kruka. Powiem wam bez wykrętów, jest to moja ulubiona część sagi. Zagrałem w mnóstwo modów do tej gry (amatorskie rozszerzenia) i zapewne w jeszcze wiele zagram. Ludzie wciąż tworzą modyfikacje, a gra będzie się rozwijać wiele lat. Ale żeby już nie przedłużać na siłę, rozpoczynam!

Wracamy do historii Bezimiennego, nasz bohater ocalił współwięźniów i wygnał potężnego demona Śniącego (Krushak – tak nazywają go orkowie). Przy okazji magiczny kondom – bariera została zniszczona. Ale nie obyło się bez ofiar, świątynia w której przebywał demon zawaliła się, a jej gruzy pogrzebały ze sobą naszą postać. I tu pojawia się stary mag, Xardas (Xardupa). Kim on jest? Kiedyś mistrz zakonu Ognia, teraz pseudo sługa Beliara. O bogach będzie potem… poczekajcie. Ratuje nas i daje kolejne zlecenie. Pora odnaleźć Oko Innosa, pradawny artefakt, który może ocalić świat, bo pojawiło się nowe zagrożenie. Smoki! A w dodatku na boku, w nowej krainie jest jeszcze drugi problem. Zdzisiu, pseudonim Kruk. Stary znajomy z Kolonii, który pragnie potęgi. No i tu zaczynamy grę my…

Tym razem mamy dostęp do całej wyspy Khorinis, nie martwcie się, Górniczą Dolinę również odwiedzimy. Ale w kwestii przypomnienia: Robhar II dalej walczy z Orkami, a ci nadal są zagrożeniem dla królestwa i naszego bohatera. W tej części poznamy wreszcie paladynów... mówię wam, gdy zakładałem pancerz paladyna, to miałem gule w gardle. Piękna rzecz. Jednak przejdźmy do sprawy Bogów: Jest ich troje. 

- Innos, patronujący magom ognia i paladynom. 
- Beliar, patronujący magom ciemności i wszelkim złym stworzeniom, oraz Orkom. 
- Oraz Adanos, patronujący magom wody. On jest równowagą dla pozostałych dwóch, którzy od wieków toczą ze sobą wojny.  

Pierwszy raz odwiedzimy miasto, nazywa się tak samo jak wyspa Khorinis - jest to miasto portowe.
Akurat przybył do niego oddział paladynów pod dowództwem Lorda Hagena. Został wysłany z ostatnim statkiem królestwa po magiczną rudę. Co może robić taki zawadiaka jak my w mieście portowym?

Warto najpierw udać się do mistrzów. Ktoś lubi wykuwać miecze? Polować na niewinne stworzonka? Albo zbierać grzybki? To miejsce jest dla nas. W przerwach warto obić chętnemu mordę za przydrożnym domem. Są też rozrywki dla niegrzecznych chłopców. Gildia złodziei (Marian, cały czas ci mówię. Zachodzi gościa od tyłu i...), która kryje się po kanałach jak szczury albo... coś milszego. Portowy burdel moi państwo. Za jedyne 50 złotych pieniążków możemy zabawić się na całą noc! Jeżeli jednak wolimy praworządność, to szeregi straży miejskiej i szybki awans też może nam się udać. 


Ale to nie jedyne miejsce, które możemy odwiedzić. Jest również farma Onara, zbuntowanego farmera, który nie lubi króla, a woli towarzystwo najemników - byłych skazańców. Tam też są niezłe gagatki, a i nie raz możemy dostać po prostu w mordę za długi język. (- A to z przodu Twojej głowy, to Twoja twarz, czy dupa?). Starzy nasi znajomi, którzy przestali lubić nas za akcje z jedynki, też się pojawiają. W dodatku magowie wody nie są do nas z początku przychylnie nastawieni. A Saturas, ich szefu z przyjemnością wyruchałby nas wodnym gejzerem, a na koniec rzucił goblinom do zabawy. Ale wszystko można zmienić...

Hej ho! Do abordażu by się szło! Rumu mi tu kurwa dajcie, a potem wypierdalajcie! Ho! Ho! Piracka zgraja też się pojawi. Przecież nie mogło się obejść bez wiecznie zapitych i zaszczanych piratów, których przygody opierają się na wiecznym łupieniu niewinnych statków kupieckich i uciekaniu w podskokach przed królewską (kurweską - jakby to powiedział Greg) armadą. Całe mnóstw questów. Kilka krain! Klas. Mnóstwo pancerzy i uzbrojenia (I tak zawsze mówię, że dobra laga, to wystarczy na wszystko). I całe tabunu plugastwa do wykastrowania.

                                    A teraz cicho, bardzo cichutko... żeby nas nie zauważyły... Napierdalać!! Póki kusza jeszcze zimna.

Nic więcej już nie powiem! Pora skopać dupę Krukowi i Smokom, ktoś idzie ze mną? Czy pęka jak nie jedna guma?


Spokojnej śmierci w grze, życzy.
Zui








Mnich, historia nieprawdziwa

Rodział I

Mnich stojąc przy pulpicie powoli kreślił skomplikowane znaki, po raz kolejny próbując skopiować tekst tajemniczego woluminu. Nie było to proste, a sterta pomiętych kart obok niego świadczyła o problemach z tym zadaniem. Kolejny raz popełnił błąd i wydał z siebie cichutki jęk. Najchętniej zakląłby jak tylko najbrzydziej można, ale jeśli przypadkiem usłyszałby to opat, mogłoby się to skończyć tygodniowym klęczeniem na grochu. Mimo wszystko, powstrzymał niecenzuralne wyrazy, które cisnęły mu się na usta. Schyliwszy się po kolejną kartę, spojrzał na oblicze Pana, które zerkało na niego z krzyża wiszącego nad posłaniem. 
- Jezu, daj mi siłę. Wiedza, która zawarta jest w tej książce, to coś niesamowitego. Ale przepisać to, już jest prawdziwym koszmarem. – Chrystus, nadal patrzył tym samym wierzącym ufnym wzrokiem. Jakby wiara pokładana w mnich nie mogła nigdy zostać zachwiana.
Ruszył do dalszych prób, gdy nagle ogarnęło go dziwne wrażenie, że w refektarzu coś się zmieniło. Nie był pewien co to takiego, ale poczuł kropelki potu powoli występującego na karku. Po chwili się uspokoił, to pewnie było przemęczenie. W końcu pracował już bardzo długo. 
- Zrobię sobie przerwę po tym zdaniu. – Powiedział do siebie w myślach, i już z większą uwagą skupił się na pracy, która jeszcze go czekała. Nie zauważył niewielkiej plamki czerni, która rosła na środku pokoju. Powoli zaczęła przybierać rozmiary ludzkiej postaci.
- Kurwa mać! Czemu zawsze to tak boli? Pierdolę, ostatni raz to robię! – Zaskoczenie mnicha na widok przeklinającej postaci w domu Pana było ogromne. Nie wiedział, jak udało się intruzowi dostać do wnętrza niepostrzeżenie. 
- Cholera jasna! Pieprzone krzyże, tak się nie da. Wystarczyłby mi chociaż jeden porządny posąg Zeusa, ale nie, bo katolicki kraj pełen jest zbędnych krzyży… - Tego było już za wiele. Nie zastanawiając się dłużej, mnich odważnie zwrócił się do mrocznej postaci. - Przestań przeklinać w Domu Bożym! Kim ty jesteś? A przede wszystkim, jak się tutaj dostałeś? – Przyjął buńczuczną postawę. W jednej chwili zapomniał o zmęczeniu i swoim zadaniu. Jednak postać nie kwapiła się do odpowiedzi. Spojrzała czujnie na zakonnika, jakby oceniała go, czy warty jest chociaż jednego słowa. 
- Głupcze. Jestem posłańcem niebios. Niektórzy mówią na mnie Hermes, więc i ty tak możesz się do mnie zwracać. A teraz prowadź mnie do kogoś, kto rządzi tym burdelem, to znaczy świątynią… - Czujne oczy wbijały się w mnicha, a ten z niebywałą szybkością analizował właśnie zasłyszane zdanie. Hermes, no tak, w mitologii greckiej był posłańcem bogów. Ale co on robi tutaj?
- Jesteś aniołem, Hermesie? – Spytał nieproszonego gościa.
- Nigdy w życiu. – Odrzekł tamten urażonym głosem. – Ja tylko pracuję na usługi waszego Boga, praca sezonowa, sam wiesz. Gabriel rzucił tę robotę i nie chce wrócić. Podobno obraził się na samego Stwórcę, za rozkaz konfiskaty wina z Kany Galilejskiej. Ponoć zakupił na czarnym rynku od Jezusa. Ale nie z tym przybyłem, człowieczku.
- Ale… ty przecież nie możesz istnieć! Jesteś wytworem ludzkiej wyobraźni! Bajką! – Oburzony Merkiusz prawie krzyczał w stronę posłańca. – Nie mów tak o Istotach Bożych! Jak śmiesz, ty… - Hermes uśmiechnął się z pogardą , patrząc na pieklącego się człowieka. Nie pierwszy raz spotkała go taka sytuacja, były to istoty o słabych umysłach. A wszystko, co istniało ponad ziemskim światem, było poza zasięgiem ich wątłych umysłów. Jednak on nie miał czasu tłumaczyć marnej istocie spraw ponad ludzkich. Spieszył się, więc użył najprostszej ze sztuczek jakie znał. Kontroli umysłu, polegające na wysyłaniu nagłego bakcyla w stronę rozmówcy, który infekował mu mózg, a następnie wprowadzał pomysły swego twórcy. Zarażony myślał wtedy, że to jego własne wytwory.
- Jezus jest naszym zbawicielem, ukochał nas wszystkich, a jego… - Mnich zamilknął. Bakcyl rozpoczął działanie. 
- Skończ wreszcie gadać te swoje głupoty, prowadź do opata. Mamy ważne sprawy do obgadania. – Spojrzenie posłańca było, aż nazbyt wymowne. 





Opat był zdziwiony nieproszonym gościem, którego przyprowadził mu Merkiusz. A samo zdziwienie diametralnie wzrosło, gdy w kilku słowach dowiedział się, z czym przychodzi posłaniec. 
- Więc, mówisz, że Pan Bóg, nasz władca, kazał przekazać ci, iż jego wierni aniołowie zdradzili i ruszyli na ziemię, by zetrzeć ją w proch? – Zdziwienie starszego człowieka nawet trochę nie zmalało, ale głos tym razem przesiąknięty był sporym niedowierzaniem. 
- Tak! Ile razy mam powtarzać ci tępa istoto... Za rok dotrze tu cała zgraja nienawidzących was demonów, dla których nie będzie ważne czy wierzycie w Stwórcę, czy sracie na jego oblicze. Zabiją każdego z was! – Hermes kipiał ze złości. Nie podobało mu się to co zastał na Ziemi. Podszedł do opata i mimo protestów dotknął go czubkiem palca wskazującego w dłoń. 
Wtedy starzec ujrzał inny świat. Pełen niezliczonej ilości kolorów. A w środku krainy pulsujące światło, którego widok spaliłby śmiertelnika na popiół. Ale jeszcze żadne oblicze Boga, które przedstawiał ktoś inny, nie było w pełni oddaniem jego ogromu. Opat przyglądał się dalej. Widział zatłoczone ulice, pełne wszelakich istot, które w pośpiechu starały się załatwić swe sprawy. Tak wiele było tam aniołów, dżinów, driad, centaurów, magów, dosłownie wszystkiego o czym tylko można było usłyszeć na Ziemi. Ale jego wzrok przykuł obraz zagniewanej postaci przebijającej się przez straż niebiańską. 
- Nie do cholery! Nie zgadzam się na to. Nie pozwolę im żyć, jakby nigdy nic! Złamali nasze święte prawa! Na pewno Pan będzie mi wdzięczny jeżeli zniszczę to zepsute ziarno. – Coś w głowie mu podpowiedziało, że to sam Lucyfer. Kiedyś najpierwszy z aniołów. Niosący Światło. Nagle, obraz się zmienił. Zobaczył Lucyfera w gronie innych aniołów, którzy przy stole obradowali.
- Wystąpiliśmy przeciw Panu! Zniszczy nas! Nie pozwoli wrócić do Nieba. Zginiemy… nie ma już dla nas ratunku. – Łkał najmłodszy z zebranych.
- Zamknij się, Belial! Nie bądź pierdołą. Pan nam wybaczy i jeszcze nagrodzi. Zmyjemy ten brud, który przez przypadek zanieczyścił jego świętą ziemię. – Przemówił sam Lucyfer. – Bracia, jeszcze dziś wyruszam, by ich odszukać i unicestwić. Kto jest ze mną? 
- Ja, ja, ja też… - Wszyscy zgromadzeni popatrzyli w stronę skulonego na krześle demona. 
- Może pogadamy z Rafałem, wiecie, on był dla mnie zawsze bardzo miły. On się wstawi za nas u stworzyciela. Stracimy rangi, ale z czasem znów wrócimy do łask… 
- Nie bądź głupi, Bel. Nie ma już odwrotu. Idziesz z nami, czy zostajesz? – Zapytany wolałby wtedy być w innym miejscu. Ale zaufał już raz Niosącemu Światło. Teraz nie mógł go zawieść. 
- Chyba nie mam wyboru… prowadź nas, generale. 
Obraz znów się zmienił. Tym razem opat zobaczył coś, co przeraziło go do szpiku kości. Niezliczone legiony aniołów na czele z upadłym dowództwem zmierzały w stronę Ziemi. Gniew na ich twarzach nie wróżył nic dobrego. A byli już bardzo blisko.
   - Teraz już rozumiesz wagę problemu, człowieczku? – Spochmurniały Hermes patrzył na staruszka. Ten wyglądał na załamanego. Skulił się na swoim prostym krześle i niewiele brakowało, a zacząłby płakać. Inną wersję nieba wpajano mu od dziecka, wszystko było nie tak... ale posłaniec ciągnął dalej.
   - Upadli wreszcie odnaleźli miejsce waszego ukrycia. Podróż po wszechświecie zajmowała im bardzo długo, nie są już połączeni z Bogiem. Stracili moc przenoszenia się pomiędzy światami w mgnieniu oka, ale wciąż są bardzo szybcy i zmierzają właśnie tu. Za rok, od dziś pojawią się na Ziemi. – Opat podniósł wzrok na gościa. 
 - Co nam pozostaje? Co mamy zrobić? 
 - Nie odnaleźliby was tak szybko, gdyby nie filar, który się pojawił. Jaśnieje z każdym dniem coraz mocniej i prowadzi ich do siebie. A was wprost w ramiona destrukcji. Musicie go zniszczyć i to jak najszybciej. Jeżeli zdążycie  wasz świat znów skryje się przed ich oczami. 
- Czym jest ten filar. Gdzie go znajdziemy? - Opat za nic w świecie nie potrafił zrozumieć zagadkowych słów swego gościa.
- To człowiek, który dostąpił Oświecenia. Osiągnął tak wielkie stopień na drodze zjednoczenia z Światłością, że przeniknął go jej blask. Jaśnieje, jak żadne inne stworzenie, które narodziło się w umyśle Pana. Jest jego najcudowniejszym dzieckiem. I dlatego musi dla was zginąć. 
- Nie! Jak to tak? Mamy zabić człowieka? Ukochane dziecko Stworzyciela? Nie możemy tego zrobić. Musi być jakieś inne wyjście.
- Przykro mi człowieku. Jeżeli on dożyje przybycia upadłych, wszyscy przestaniecie istnieć. Miliardy za jego jednego. Zabij go! A ocalisz wszystkich. – Hermes rozumiał tego starego człowieka. I chociaż było mu go żal, wiedział, że innego wyjścia nie ma.
-  Przykazania? Co z nimi? Pan nakazał nie zabijać. Każe nam złamać własne prawa? 
- O anielska piczo Rafela... Czy wszyscy ludzie są tak ułomni? Prawa wymyśliliście wy, stworzyliście własne ograniczenia. Kłamstwami od wieków ciągniecie za sobą innych. Bezwolne masy. Zabij go albo giń, a przez twoje słabości spłonie świat! - Wypowiedziawszy te słowa przygarbił się, jakby nie miał sił na dalsze dyskusje.
- Ocalę świat. Niech będzie to co musi być. - Słysząc te słowa, Hermes znów podniósł się na duchu. Może jednak jest jakaś nadzieja. Uważał ludzi za bezrozumnych, ale jakby nie patrzeć, to oni pozwolili mu istnieć.
- Nie powiem, że jestem szczęśliwy słysząc twe słowa, ale dokonałeś dobrego wyboru. Bywaj. – Posłannik zbierał się do drogi dotykając świętego posążku, gdy usłyszał jeszcze za sobą ciche. 
- Dlaczego akurat my, Hermesie? Nie papież albo prezydent? Albo sam Pan nie może nam pomóc? – Zza stołu patrzył na niego poszarzały do reszty opat, którego widok pewnie niejednego zmusiłby do skruchy.
- Nie może. On pozwolił wam istnieć, wy macie nauczyć się żyć sami. A ja nie miałem wyboru. To gdzie wyjdę na świat, nie zależy ode mnie. Zesłano mnie tutaj. Więc Stwórca musiał uznać, iż tobie mogę zaufać. Byłbym zapomniał! Głupiec ze mnie. Łap! – Pakunek spadł prosto w ręce siedzącego. Ten popatrzył na niego zdziwiony.
- To szukajek, małe, niewykrywalne stworzonko, które odnajdzie wasz cel. Powiedz mu co ma zrobić, a w mgnieniu oka ruszy w świat. Idź wtedy za nim… – Grecki Bóg znikł tak cicho, jak się pojawił. Nie został po nim nawet pył. 
- Podaj mi pióro, Merkiuszu. Chyba pora odnowić stare znajomości. – Kapłan usiadł zasmucony przy biurku i spojrzał na widok rozpościerający się za oknem. Nic nie będzie już takie samo… 



Edytowanie by Moira :D