8/18/2014

Hobbit: Pustkowie Smauga - Tak bardzo mrocznie.



Witajcie,

Po krótkiej przerwie, wróciłem. Dziś zajmiemy się drugą częścią adaptacji książki Hobbit, czyli tam i z powrotem. Nosi ona nazwę Hobbit: Pustkowie Smauga. Najpierw rozpocznę od przybliżenia wam fabuły…

Bilbo, wraz z resztą kompanii podąża w kierunku Samotnej Góry. Udało im się pokonać Króla Goblinów i opuścić niebezpieczne tunele, ale krok w krok za nimi podąża Azog. Niemniej tym razem musi odpuścić na jakiś czas. Wzywa go zło z przeszłości.
Pojawia się też groźny przeciwnik Plugawca. Istota, która zdolna jest do zamiany w potężnego i niebezpiecznego niedźwiedzia, Beorn. A nienawidzi on orków bardziej niż jakąkolwiek rasę. Pomoże krasnoludom dostać się do Mrocznej Puszczy, który nie jest już taki sam, jak wiele lat wcześniej... W tej części poznamy reżysersko zrobione sceny z tajemnych podróży Gandalfa, które w książce miały tylko swoje niewielkie wzmianki. Zobaczymy też potęgę Smauga, straszliwego oraz pozostałości po niegdyś dumnej Dal. Nie obejdzie się również, bez elfów oraz kolejnego ukłonu do Władcy Pierścieni Legolasa. Chociaż z tym romansem... przesadzili. 

Powiem wam szczerze… po pierwszym seansie nie byłem zachwycony. W trakcie przysypiałem, a dodatkowo miałem zmęczone oczy efektami 3D. Wychodząc z kina, złorzeczyłem strasznie na twórców i rozpaczałem razem ze swym studenckim portfelem. Ale poszedłem drugi raz. I na maratonie obu części było znacznie lepiej. Potem jeszcze raz obejrzałem tą część na laptopie i uważam ją za dobrą. Pierwsze wrażenie były złe, bo… bo oczekiwałem od 2 części, tego by była jak pierwsza. Jednak stało się inaczej. Znalazło się tutaj dużo mniej humoru i wesołego podróżowania, a więcej mroku i poważnego podejścia. 

Jeżeli ktoś mówi, że w jedynce pofolgowano sobie z odejściem od książki, to  nie widział dwójki. Na każdym kroku spotykamy nowości. Moim zdaniem za dużo było tutaj Barda i jego problemów... za dużo też smoka i dialogów z nim. Na koniec miałem wrażenie, że niektórzy w tym filmie "kozaczą". Wydaje mi się również, że muzyka w pierwszej części bardziej napędzała i spajała fabułę. 

Niemniej warto obejrzeć tą część. Najlepiej zaraz po części pierwszej, co pozwala nam płynnie zmienić klimat i nastrój, który niezmiernie je odróżnia. No i trzeba przyznać, że muzyczny motyw końcowy wpada w ucho. „I see fire” śpiewałem jeszcze przez wiele tygodni, przy okazji kalecząc angielski jak tylko najgorzej się da. Współczuję wszystkim, których dotknął zaszczyt poznania mego talentu wokalnego.

Pozdrawiam.
Zui

2 komentarze:

  1. "Wychodząc z kina [przecinok] złorzeczyłem"
    A dla mnie za dużo było elfki, której nie powinno być i wątek nie wiadomo dlaczego z Kilim, no boru zielenisty, masakra xD Mi się, jak już pisałam, film nie podobał :c

    http://dzikie-anioly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nom trochę to naciągane jak guma w niejednych majtkach. :D Za bardzo było w tym widać Hollywood. Ale fajnie oglądało się za drugim i trzecim razem.

    OdpowiedzUsuń