Castle Party
Moi drodzy, już teraz zrobię dla was reklamę.Serio, w życiu nie byłem na lepszym festiwalu. Zacznę od wyjaśnień:
Z racji, iż moja dziewczyna jest Gotką postanowiłem
towarzyszyć jej w tej zabawie i przerosło to moje oczekiwania.
Początki były trudne, dotarcie do Bolkowa z Wrocławia nie
należało do epickich przyjemności, korki, opóźnienia. Standard. No i to zabawne
nieogarnięcie, ludzie biegali od autobusu do autobusu, z peronu na peron, bo
bilety nie były jednoznaczne! Tor = Peron? Jak? Nie? Szlag by to. W końcu po
przepakowaniu z jednego autobusu do drugiego, bo uznały za stosowne przyjechać
w tym samym czasie dwa, do tej samej miejscowości – ruszyliśmy.
Czarno to widzę, to
właśnie mógłbym rzec na widok Bolkowa, gdy wysiadałem. Tłumy Gotów
przechadzały się tam i z powrotem! Szybkie ogarnięcie w kwaterze i
ruszamy na rynek. Zdjęcia – pozy, jako nowicjusz byłem zaskoczony. Co chwilę
ktoś zagadywał nas o zdjęcie, i to każdego z 3 dni. Ale gorąc. Boże, tfu…
(Swoją drogą na transparencie: Chwalcie Syna Bożego – Got śpi na ławce pod
kościołem, można?)
Oglądaliście Pocahontas część 2? Tam Indianin szedł przez
miasto i liczył białych poprzez nacinanie kresek na lasce. Dokładnie to, czułem
się tak samo. Mi też skończył się patyk.
Wchodzimy po szybkim obmacaniu plecaka na Zamek, pierwsze
koncerty i już wiem – jest Moc. Podchodzimy pod scenę… Znacie to uczucie gdy
powoli zaczynają buty falować? Gdy rytm muzyki staje się biciem naszego serca?
(Tak, to jest właśnie to. Nieziemskie uczucie. W glanach było zajebiście.)
Parę
słów o strojach:
Można tam było spotkać wszystko – od ludzi ubranych w zwykłe
ciuszki (niedzielne :E), poprzez czerń, stroje arystokracji, steampunk,
wojskowe, po naprawdę wielkie wyjątki jak:
Papież: Ubrany na biało i błogosławiący wiernych. *Niech
Jezus nie będzie z wami Goci*'
(Na zdjęciu poniżej widać światło z niebios spadające na niewiernych w obliczu papieża)
Pikachu i Asha: Pokemon! Zbierz je wszystkie!
Pana Drzewo: 3 dni na zielono! To się nazywa klasyka.
Slenderman: Tym razem nikt się nie bał.
Klockowego Draculę: Ugryzę Cię moimi klockowymi kłami.
Czujesz to istoto ludzka?
Alicję z Krainy Czarów: Hej! A gdzie Kapelusznik?
Największe zaskoczenie?
Deine Lakaien, podchodziłem do niego sceptycznie. Myliłem
się i bardzo się z tego cieszę. Kilka godzin świetnej muzyki! A taniec
dziewczyny przy jego utworach… Dawać jeszcze raz!
Kapitan Nemo, mówię wam… prawie się popłakałem. Klasyka
klasyki, poparta klasyką. Gdy wchodził na scenę leciała muza przy której Zamek
zamienił się w wielki ocean. Nemo ubrany w pełni klimatycznie, tak sobie bym go
wyobrażał. Czarna beretka i pas z czachą, i stylowy płaszcz. Okrzyki ludzi
przed koncertem – Gdzie jest Nemo? Gdzie jest Nemo? Tam trzeba po prostu być.
Trzy dni poważnie zastanawiałem się nad postacią prowadzącego.
Uwierzcie mi, ale to były bardzo poważne myśli. Kabareciarz prowadzi CP? Serio?
Tak. Potwierdziło się. Adam Grzanka raczył nas najsuchszymi z żartów. Czujcie
się ugotowani, moi drodzy. Jak by to sam mistrz powiedział.
Na uwagę również zasługuję fakt miejscowego księdza, który z
zeznań świadków podobno pokropił paru Gotów wodą święconą, gdy prowadził
malutką procesję dla naszego zbawienia.
Owszem „Naszego”. Czułem się jak swój. Śmiałem się, że
okultysta zakamuflowany ze mnie! I jadę udawać, ale ta atmosfera, mimo mojego
uśmiechu robiła swoje.
Kulturka, tak bym to nazwał. Pełna grzeczność. Zero burd,
hałastr i innych takich. Baaa! Akcja zbierania kubków i wymiany na nagrody. Coś
bardzo fajnego.
Wychodzimy z pierwszego koncertu i okazało się, że gdy ja zajęty byłem wczuwaniem się, to próbowano zrobić nam zdjęcie. Wg zeznań mojej dziewczyny, wyglądałem jakbym udawał, że mnie nie ma. Ta sytuacja była dla mnie szokiem: Gdzie, jak, co? Serio?
Byłem zaskoczony. Szybko jednak się otrząsnąłem i przy następnych sytuacjach starałem się przybrać odpowiednią pozę. Wiecie... wyprężony na baczność, jakby mi ktoś kij do pleców przykleił. Warto było, po stokroć.
Zapraszam i polecam, niczym Piotr Fronczewski.
Pozdrawiam
Zui
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz