8/15/2014

Hobbit: Niezwykła podróż.



Witajcie,

Czemu Bilbo Baggins? Może dlatego, że się lękam. A on dodaje mi odwagi.

Wiele by można mówić o adaptacjach Hobbit, czyli tam i z powrotem. Niemniej uważam je za bardzo dobre. Pokrótce postaram się wyjaśnić wam dlaczego. Dziś zajmiemy się częścią pierwszą, Hobbit: Niezwykła podróż, wydaną w 2012 roku. 

W dziesięciu punktach przedstawię wam co mnie urzekło i dlaczego jestem na TAK (może w następnej edycji mam talent będę jurorem). Oto moja super 10:

Na miejscu 10: Dubbing. Obejrzałem Hobbita w każdej wersji, po kilka razy i jestem zdania, że tym razem nie wyszło to źle. A nawet bardzo dobrze. Na szczególną uwagę zasługują tu głosy Gandalfa i Bilba. Piotrek Fronczewski zawsze spoko. 


Na miejscu 9: Dodanie głównego wroga, praktycznie od początku. Azog był dobrym wyjściem. Można się spierać, że to duże odejście od książki, ale on napędza akcję. I o to chodziło.

Na miejscu 8: Ponownie świetnie zagrana postać Golluma. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, gdy zrobił swoje "słodkie oczka". A sama scena z zadawaniem zagadek między nim, a Bilbo mogłaby być spokojnie trailerem dla filmu.

Na miejscu 7: Niesamowite wprowadzenie do świata Hobbita przez Bilba. Ukłon w stronę Froda i Władcy Pierścieni. Od pierwszych chwil coś trzymało mnie w napięciu i ekscytacji, to właśnie było To.

Na miejscu 6: Muzyka. Trzeba to zaznaczyć grubą kreską. Motyw przewodni w Hobbicie jest wspaniały. Słuchałem go nieraz i nadal duszę przycisk play co jakiś czas, bo ma tę moc. (Znowu zabrało mi się na Krainę Lodu. "Mam tę moc! Mam tę moc! Rozpalę to co się tli...")

Na miejscu 5: Król Goblinów/Scena z Trollami/Walka olbrzymów. Gdy pierwszy raz go ujrzałem, to opadła mi szczęka z zaskoczenia. Nie tak sobie go wyobrażałem. I powiem szczerze, jego postać w filmie wypadła lepiej. I zabawniej. Co do pozostałych. Hmm... Chyba nikt nie zapomniał - Mam tasiemca długiego jak moja noga!? Albo tylko ledwie opisanej w książce wzmianki, że burza wygląda jak walki olbrzymów, a tutaj naprawdę zjawiskowo rozwiniętej?

Na miejscu 4: Każdy z bohaterów nabrał teraz większych kolorów. W książce moim zdaniem krasnoludy były brane jako grupa. Tylko Thorin miał swoją oddzielną wartość i głębsze zarysowanie. Tutaj każdy z kompanii jest kimś wyjątkowym. Możemy kogoś polubić bardziej, lub mniej. Balin i jego niezapomniane sceny. Np. Ta z korytarza w norze Bilba.

Na miejscu 3: Radagast. Ten zwariowany czarodziej i jego króliki nie pojawili się w książce. W filmie zrobił furorę. Polubiłem tego mchowego dziadka. Kiedyś go zamkną w wariatkowie za "Zbytnie umiłowanie przyrody".

Na miejscu 2: Pieśń krasnoludów na podwieczorku u Bilba. W kinie miałem ochotę wstać z resztą i zaśpiewać ramię w ramię z krasnoludami tę epicką pieśń o tym co minęło i nastanie. Jest powiązania w oczywisty sposób z muzycznym motywem przewodnim. Ale ten moment zasługuje na własny punkt. 

Na miejscu 1: Przerywniki głównego wątku. Tzn. Atak smoka Smauga na Erebor, czy walka o odzyskanie Morii. Łapały za serce, jak nic w tamtym roku. Warte są pierwszego miejsca. Za nie tylko efekty specjalne, jak i niezwykłość tamtych momentów. Balin patrzący z nadzieją na Thorina...

Aż obejrzę sobie dzisiaj Hobbit: Niezwykła podróż, jeszcze raz. Bo jest to film przepełniony humorem, efektami, przygodą i przede wszystkim magią. Co by nie mówić, ja tutaj czuję magię Tolkienowskiej wyobraźni. Mnóstwo niezapomnianych scen i pragnienie podróży. Tak, to jest to czego oczekiwałem. 

Pozdrawiam,
Zui

 

2 komentarze: