Witam,
Kolejne
2 godziny podróży przede mną. Deszcz za oknem wydaje mi się tylko
złudzeniem, które dzięki szczelnemu pociągowi utrzymywać się będzie
jeszcze przez bardzo długo. Ze stanowczością staram się obronić puste
miejsce obok mnie, preferuję samotną podróż. Może to nieuprzejme z mej
strony, ale nie zawsze muszę być miły. Nie chcę tego.
Biedny ten nasz świat pełen istot dla których najważniejsza jest
ucieczka w niedolę używek… Za sobą słyszę kogoś śpiewającego pieśni
Maryjne, mimo że nie jestem katolikiem miło mi się robi na sercu
słysząc, że ktoś tak wielbi swego Boga. Odwracam się by spojrzeć w
nadziei, że to jakaś pielgrzymka. Strasznie się mylę… to tylko kolejna
poczwara, śmierdząca, która pod płaszczem „Boga” próbuję wyłudzić
pieniądze. Inni towarzysze podróży, równie niechętnie na to patrzą. Nikt
nie chce się podzielić z tym odrażającym potworem zwanym Żul.
Podchodzi
do mnie, od początku kiwam głową na znak, że nie dostanie nawet grosza.
Uparta bestia, intonuje pieśń od nowa, a gdy nie widzi z mojej strony
reakcji pozytywnej, stwierdza z czymś co u niego robi za pogardę „Nie
jest Pan katolikiem”. Uprzejmie potwierdzam z maleńkim uśmiechem na
twarzy. Jestem okultystą, jak lubi nazywać mnie moja dziewczyna. Kimś
kto próbuje zajmować się magią. I mam całkowicie odmienną wizję Boga.
Mimo wszystko, to nie jest odpowiednia chwila na dysputy religijne i
spory, która racja jest fajniejsza. Więc gryzę się w język i nie wydaje z
siebie nawet słowa więcej. Kiedyś naprawdę go sobie amputuję własnymi
zębami.
Dopiero gdy indywiduum opuszcza pobliże mego spoczynku
dociera do mnie zapach, który za sobą niesie. Momentalnie przechodzi mi
ochota na dalszą degustację smakowitego jabłka. Widzę, jak podchodzi do
kolejnej osoby, jest to kobieta w wieku średnim. Równie negatywnie
nastawiona do intruza. Ona zostaje uraczona określeniem „Wiedźma”, kto
by pomyślał, że nasza gwiazda półświatka rynsztokowego potrafi kogoś
zrugać.
Jakiś chłopak zaoferował mu bułkę, nie spotkało się to z
radosną reakcją ze strony muzyka, jak go nazywam z lekkim uśmiechem.
Ktoś inny chciał dać 20 gr, muzyk stwierdził, że jego talent i
umiłowanie Matki Boskiej, o pseudonimie artystycznym mamona nie jest
odpowiednio doceniane. Zaproponował odebranie 20 zł, stukrotnie się
przeliczył.
Chwilę później zakończył się ten pseudo epicki rajd
menelski z pieśnią na ustach, nadszedł czas by pociąg ruszył, a nasz
niechciany towarzysz musiał się ewakuować. Przecież Maryja nie zapłaci
mu za bilet. Chyba, że się myliłem i w nieuchwytnym dla ludzkiego oka
momencie oblicze muzyka pojaśniało, a jego koszyczek napełnił się
grosiwem. Ośmielam się jednak wątpić, takich cudów świat nie doświadcza.
Katolicyzm to mowa o miłości, dobroć, cnotliwość, a nie spadające
pieniądze. Pominę rozważania na temat umiłowania niektórych księży wobec
bliźnich, które czasem kończy się stosunkiem. Oczywiście, nie mam tu na
myśli stosunku jaki występuje podczas spowiedzi świętej.
Najsmutniejsze jednak jest to, że mimo wszelkich starań jakie włożyłem w
obronę miejsca, nie udało mi się tego dokonać. Przyszedł mężczyzna i
bez ceregieli mi je zajął. Nie jestem Babiniczem Jasnej Góry, albo ktoś
doniósł niebiańskim strażnikom, iż wyśmiewam ich posłańca roznoszącego
cudowny zapach zbawienia.
Patrzę za okno niemal z tęsknotą za
czymś z czego jeszcze mógłbym się pośmiać. Mimo wszystko mieszkaniec
dworców i innych nocnych legowisk, dał mi chwilę w której mogłem oderwać
się od myśli, że pada deszcz… Pewnie gdzieś tam podejmuje kolejną próbę
szturmowania portfeli nieświadomych zagrożenia podróżnych. Na zawsze
pozostanie w mojej pamięci, ten orędownik Maryjny. Dobra, trochę
przesadzam, ale daję mu jeszcze 10 min.
No i wróciłem pamięcią do lat młodzieńczych, gdy zmuszony nieugiętą wolą ojca musiałem wysłuchiwać kościelnych oracji.
Pozdrawiam
Zui
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz