7/08/2014

Bo Rzym też miał swoje burze.



Witam,

Nadchodzi burza. W bardzo dawnych czasach wierzono, że to gniewni bogowie dają nam znać o sobie. Istotę burzy, poznały legiony Rzymu maszerujące na rozkaz Cezara podczas burzy, by zaskoczyć swego nieprzyjaciela. Uderzali jak grom z jasnego nieba, precyzyjnie jakby sam Jowisz prowadził piorun ich natarcia. Niejednego żołnierza zastała burza na froncie. Z pewnością wtedy zapominali o wrogu, który szczerze liczył na ich śmierć i patrzyli na niebo, które rozdzierały błyskawice. Padały z niego niezliczone hektolitry deszczu. Gdyby miały siłę nabojów wystrzeliwanych podczas wojen, marny byłby ludzki los. Możliwe, że nie przetrwalibyśmy nawet własnych początków. Stworzyciel, jeżeli istnieje popatrzyłby na swoje dzieło i wyrzekł zapewne: No troszkę zjebałem, ale zostało mi pół grama gliny. Można coś pokombinować.



Na burzę patrzę także ja, wręcz zahipnotyzowany jej widokiem, jej niewyobrażalnym pięknem, tą harmonią odgłosów przyrody. Krople uderzające o dach mego domu, pioruny, grzmoty. Zastanawiam się, jak ludzie z początków naszego istnienia. Czy bogowie są rozgniewani? Czy nieświadomie doprowadziłem do niebańskiego rozsierdzenia? Możliwe, że to jednak tylko natura o sobie daje znać. Jak to zawsze ma w zwyczaju. Jednak mimo wszystko warto wyobrazić sobie inną rozwiązanie, a jeżeli już o tym mowa, to…

Oczami wyobraźni cofam się tysiące lat wstecz i pośród legionów przygotowuję się do walki. Gladius, mój niezastąpiony miecz, z którym stoczyłem wiele bitew na chwałę wiecznego Rzymu zawsze tkwi przy moim boku. Tarcza, jest. Włócznia, który przydaje mi się tylko do jednego rzutu, jest. Pukam się po głowie, hełm też na swoim miejscu. Nie będę wspominał o pancerzu, zgubić go, to prawie idiotyzm. Można by rzecz, że nie mogę być już bardziej gotowy. Spoglądam na Cezara, który z maleńkiego wzniesienia zatroskany wydaje rozkazy swoim dowódcom. Tego dnia nasze zwycięstwo, bądź porażka zadecyduje o losach imperium.



Wznosi się dumny orzeł naszego legionu, dostaliśmy sygnał, pora ruszać. Aquila nas poprowadzi. Moja kohorta nie uchodzi nawet pół mili, gdy pierwsze krople deszczu padają na nas z nieba. Nadchodzi burza! Wiatr uderza o nasze pancerze, jakby chciał nas zatrzymać. Co chwilę ktoś rzuca słowa, których nie powstydziłby się nawet nasz wielki imperator.
 - Cum ventis litigare! – Walczymy z wiatrem, my nieugięci rzymianie boimy się tylko gniewu bogów. Lecz i to nas nie powstrzymało, spadliśmy na germanów. Jowisz wskazał nam drogę. Wyłoniliśmy się z zasłony deszczu. W jednej chwili, gdy kolejny ryk niebios oznajmiał nam swoją obecność padł pierwszy nieprzyjaciel. Zwarły się nasze szeregi. Ciągły krzyk naszego dowódcy.
 – Utrzymajcie kurwa ten szereg! Do kurwy nędzy! - Cios, trup, cios, trup. Niczym maszyna nie do zatrzymania, parliśmy na przód. Na pobojowisku nie zostało wielu żywych germanów. Chwała zwyciężonym! Gloria Victis! Ave Caesar!



Cezar z poważną miną wypowiadający słowa veni, vidi, vici, jakby bitwa, która przed chwilą się rozegrał nie odcisnęła na nim swojego piętna. Zwyciężyliśmy na jego chwałę, na chwałę naszego Imperium. Lecz nie wie on, iż nie długo przyjdzie cieszyć się zwycięstwem. Brutus już na niego czeka. Niewdzięczny, zaślepiony ambicją pies, który i tak swoją karę otrzyma niedługo później.

                                                                  Ubi lex, ibi poena.

Pozdrawiam
Zui

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz