8/13/2014

Robin Williams, Niezapomniany Piotruś Pan.

Witajcie,

Jak zapewne wiecie, zmarł Robin Williams, nie będę się rozwodził nad przyczyną śmierci, bo nie o to chodzi. Bardzo go ceniłem i dlatego w hołdzie dla jego twórczości, postanowiłem dziś opisać jeden film w którym wystąpił. Wybór padł na Hook z 1991 roku. Polsat męczy to od lat, jednak jest to zrozumiałe, warto aby każde dziecko (dorosłe też) obejrzało ten tytuł.. Sam nie chwaląc się, nie jeden raz siedziałem przed telewizorem, by ponownie ujrzeć świat Nibylandii. Piękne czasy dzieciństwa. Ostatnio jak wróciłem do domu, to akurat trafiłem na moment gdy była kolejna emisja tego filmu. Musiałem znów usiąść i obejrzeć Hooka z rodzeństwem. Wieczne żywy!


Historia nie zaczyna się tak jak inne o Piotrusiu... tutaj mamy podstarzałego już Petera, który w natłoku pracy zapomina nawet o własnych dzieciach. Lecz Kapitan Hook (Ten typ z wykałaczką zamiast dłoni) pewnej nocy, nagle pojawia się w domu bohatera i porywa jego dzieci. Wciąż poluje na swego starego wroga, mimo że ten nie pamięta, jak to było być dzieckiem. Na pomoc Peterowi przybywa wróżka Dzwoneczek, która za pomocą pyłku przenosi go do krainy Nibylandii. Tam przyjdzie mu odebrać syna i córkę piratom i na nowo odkryć w sobie Piotrusia Pana.  A przede wszystkim pokazać własnym dzieciom, że ojciec kocha je całym sercem i zawsze będzie obok nich.

Nie zapomniane chwile, postacie i sytuacje. Julia Roberts jako wróżka wypada niesamowicie, a jej rozmowy z Robinem, jako Peterem na zawsze przejdą do kanonu. Kapitana Jamesa Hooka zagrał Dustin Hoffman i moim osobistym zdaniem nie ma osoby, która lepiej pasowałaby do tej roli. Sam główny bohater został świetnie wykreowany przez Robina, a dziecko które pokazał na ekranie, było tak rzeczywiste, że musiało po prostu w nim być. 

Większość filmu spędzamy na kibicowaniu bohaterowi - Zbudź się Piotrusiu! Toczy się tutaj konflikt między wiecznymi dziećmi, a dorosłymi. Przypomina mi to pewną bajkę Ignacego Krasickiego: 

Każdy wiek ma goryczy, ma swoje przywary;
Syn się męczył nad książką, stękał ojciec stary.
Ten nie miał odpoczynku, a tamten swobody:
Płakał ojciec, że stary; płakał syn, że młody.

Pamiętajmy o czasach, gdy jako mali urwisowaci chłopcy/dziewczyny biegaliśmy z innymi po podwórku, a najprostsza zabawa sprawiała frajdy do samego wieczora. Pamiętacie okrzyki mamy - Do domu, ale już! Kolacja czeka... a my nadal się bawiliśmy? Gorzej, jak doszło do osobistej interwencji poddenerwowanej mamy. 

Na koniec dodam jeszcze, że warto spojrzeć do książki Chłopcy, Jakuba Ćwieka. Opowiada ona historię dorosłych dzieci Nibylandii.

Pozdrawiam ze świata dzieciństwa,
Zui







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz